Powykręcane żarówki, zdewastowane windy, zniszczone domofony, a przede wszystkim wszechobecne graffiti – to coraz większa bolączka tarnowskich osiedli. Mieszkańcy nie widzą, albo raczej nie chcą widzieć wandali, policja odmawia interwencji albo robi to źle. Problem narasta, rosną też koszty napraw i remontów. A za te płacą wszyscy.
Prezesi prawie wszystkich tarnowskich spółdzielni mieszkaniowych zapowiedzieli walkę z wandalami, którzy coraz pewniej poczynają sobie na tarnowskich osiedlach. - Sytuacja zmierza w tym kierunku, że powoli niektóre miejsca zamieniają się w slumsy – mówi Zbigniew Sipiora, prezes Tarnowskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. Znikające żarówki, zniszczone domofony, rozbite szyby, zdewastowane zagrody śmietnikowe i kubły – to tylko część obserwowanych przewinień.
Najbardziej dotkliwe są jednak zniszczenia, które powodują grafficiarze. - Szczególnie boli, gdy na świeżo odnowionej elewacji, z naszych pieniędzy, pieniędzy mieszkańców, ktoś wpadnie na pomysł, aby dać upust swoim emocjom i marnej twórczości. Niemniej jednak nie jest ważne czy odnowiona, czy też stara elewacja ulegnie zniszczeniu, każdej szkoda – podkreśla Kazimierz Olszewski, przewodniczący sejmiku spółdzielni mieszkaniowych w Tarnowie. - Współpracujemy nieformalnie z grupą grafficiarzy, działając niejako profilaktycznie. Cyklicznie organizujemy happening, którego efektem jest pięknie pomalowana ściana. Nieformalna współpraca polega głównie na tym, że grupa ma do swojej dyspozycji ścianę, którą może dowolnie ozdobić – z wyjątkiem treści wulgarnych czy obraźliwych – a w zamian „nie rusza” blokowych elewacji. Porozumienie na razie się sprawdza. Możliwe jest znalezienie miejsc dla grafficiarzy w różnych punktach miasta, w tym również w centrum, ale do tego potrzebne są chęci obu stron. Prezesi deklarują, że są gotowi do rozmów na ten temat. Problemem pozostają jednak indywidualni „artyści”, którzy z uporem, treściami wątpliwej jakości – również ortograficznej – wyżywają się na elewacjach. Administratorzy budynków prowadzą z nimi nierówną walkę, bo zamalowane ,,bazgroły’ zastępują często kolejne wyzwiska i przekleństwa. - Stan dewastacji zaszedł już trochę za daleko – mówi prezes Sipiora - Jesteśmy otwarci na rozmowy i pełną współpracę z funkcjonariuszami, aby wspólnie wypracować model ochrony naszego wspólnego dobra - najbliższego otoczenia.
Rozwiązaniem, według spółdzielni, mają być częstsze patrole policji oraz strażników miejskich i chętniej podejmowane interwencje. Do tej pory bywało z tym różnie. Jeżeli nawet ktoś wezwał policję, ta podjeżdżała pod blok w oznakowanym radiowozie i na sygnale, skutecznie i w porę ostrzegając sprawców. Policja odmawia także ich ścigania, ze względu na niską szkodliwość czynu. – Jednorazowa szkodliwość jest może i niska, ale gdy to się wszystko zsumuje, daje ogromne kwoty – mówi prezes Sipiora.
Tylko w poprzednim roku w Tarnowskiej Spółdzielni Mieszkaniowej na ponad 70 budynkach dokonano różnego rodzaju aktów wandalizmu. Koszt remontów i napraw sięgnął kwoty 40 tysięcy złotych. Dziwi obojętność samych mieszkańców, a przecież to na nich spoczywa ciężar finansowania remontów. Spółdzielnie dysponują tylko tymi środkami, które pozyska od swoich członków. Tymczasem, gdy poszukiwani są świadkowe, nikt nic nie widział, nie słyszał i nie wie. Tak jak na ulicy Lwowskiej 59 – godzina 16.30, ruch spory, blok ogromny więc i mieszkańców mnóstwo i ktoś spokojnie maluje na elewacji napis wysokości metra. Świadków brak. A bezkarność ośmiela i zachęca.
Prezesi, wśród innych pomysłów, proponują rozszerzenie monitoringu. Na to jednak potrzebne są środki, a tych spółdzielnie nie mają. Liczą więc na zaangażowanie miasta. Liczą na nie także w kwestii inwestowania na terenach należących do spółdzielni. Głównym problemem jest infrastruktura drogowa. Jeszcze kilka lat temu współpraca spółdzielni z urzędem miasta przebiegała niemal bezproblemowo. Z czasem zaczęło się to psuć. Prezesi zarzucają władzom brak dobrej woli. – Czym różni się mieszkaniec ulicy Krakowskiej od tego na osiedlu? Jakie znaczenie ma to, czy jest to ulica Krakowska czy mała osiedlowa? Z tej infrastruktury korzystają przecież mieszkańcy Tarnowa, wszyscy, niezależnie od miejsca zamieszkania – mówi prezes TSM. – O wiele więcej udałoby się zrobić, gdyby wola współpracy była na wyższym poziomie.
W spółdzielniach dopuszczane jest kompromisowe rozwiązanie, aby kontrowersyjne tereny przekazywać na rzecz miasta. Trzeba tylko chcieć o tym porozmawiać.