Ks. Janusz Królikowski "Dictum Acerbum" - Potrzeba odnajdywania duszy

Słowo „dusza”, jako zawołanie i symbol, powraca zawsze w bardziej dramatycznych okresach historii. Czasy, w których żyjemy, do takich niewątpliwie należą. Gwałtowne wiatry kulturowe wstrząsają rozmaitymi pozornymi logikami, którymi łudzą się ludzie, sądząc, że w ich świetle znaleźli już ostateczne odpowiedzi na wszystkie swoje zasadnicze pytania, jak na przykład pytania dotyczące swojego życia, sumienia, sensu, celu itd. Mamy więc dzisiaj do czynienia z sytuacją jakby powrotu do średniowiecza, który widzi stojące naprzeciw siebie dwie cywilizacje, dwa kontynenty wiary, Wschód i Zachód, jakby zwarte w morderczej walce i we wzajemnym ścieraniu się. Sytuacja ta nie pozwala na uspokojenie ducha, a tym samym na wzajemne uznanie się i poznanie. Przeszkadza w tym „terror”, którego gorącą linią stał się terroryzm. Powszechnie wiadomo, że terror jest najgorszą trucizną dla obiektywnego poznania.

W tym klimacie przewartościowania czasów pojawia się więc nostalgia za uspokojeniem nastrojów i zakosztowaniem zadowolenia z życia. Ta nostalgia daje pierwszeństwo słowu „dusza”, jakby spodziewając się, że kryje się w nim jakaś łagodząca nastroje pieszczota i że zdoła ono unieść nas do lotu, który przeniesie nas do krainy łagodności właściwej dla szczęśliwych okresów w historii ludzkiej. Szukamy więc pośród naszych życiowych wędrówek tego „anielskiego motyla”, jak o duszy mówi Dante w „Boskiej komedii”. Tęsknimy za duszą podobną do snu z dzieciństwa i młodości, ale zarazem towarzyszy nam przejmujący lęk, że tamten świat dzieciństwa i młodości nigdy już nie powróci. Byłoby to zbyt proste i piękne.
To nasze poszukiwanie, naznaczone dziecięcą łagodnością, ściera się zatem z definicją duszy, daną przez Juliena Greena, która również jest nam bliska: „Dusza ludzka jest jakby przepaścią, która przyciąga Boga i Bóg w nią się rzuca”. Jest w niej coś nieogarnionego i dramatycznego. Wobec tej definicji, przypomina się to wołanie, które na krzyżu wyrwało się z duszy samego Chrystusa: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?” Jezus, wzywa Ojca Stwórcę, a zarazem wzywa siebie, gdyż jest Bogiem, Synem Bożym, który stał się człowiekiem. Jest w tym wołaniu obecny jakiś wymiar oświecający, dostosowany do dzisiejszego życia, który Green tak sformułował: „Człowiek dochodzi do takiego punktu, w którym zdaje sobie sprawę, iż porzuca siebie samego, porzuca się jak ojciec porzuca dziecko, które jest w nim, w świetle wzywanej Boskości, zarówno przez Wschód jak i Zachód, będącej jak ochroną przed tragedią”.

Czy dążymy zdecydowanie do odnalezienia się? Mam na myśli odnalezienie się jako „dusze piękne”, o których po raz pierwszy mówi Platon w „Uczcie”. Co robić, aby odnaleźć się w taki sposób?

Na pewno powraca nam chęć do zajęcia się duszą, gdy odkrywamy w sobie powołanie do wielkości. Arystoteles, analizując kwestię duszy i jej dążeń, stwierdza: „Wielkość polega na nie gotowości do poddania się naciskowi drugiego człowieka”. Czy mamy w sobie tę „nie gotowość”? Czy mamy takie możliwości, siły, strategie stawiania faktycznego oporu, w sensie duchowym, tym naciskom, które dostrzegamy? A może zostało już zatrute nasze pragnienie wolności, krępując nam myśl i działanie?
Trzeba pytać się o duszę, nie uciekając przed trudnościami, jakie pytania tego typu mogą wywoływać. Współczesny angielski poeta Simon Armitage stwierdza z bólem: „Zbyt długo usiłowałem pozbyć się siebie”. Paul Verlaine z zachwytem pisał: „Twoja dusza jest wyszukanym krajobrazem”. Być może dla wielu jest to coś w rodzaju fatamorgany, ale dobrze, że jeszcze jest ona obecna w dzisiejszym świecie.

Przychodzi na myśl to, co Herman Melville zapisał w Moby Dicku: „Jak ten przerażający ocean przypomina żyzną ziemię, tak w duszy człowieka jest obecne pulsowanie Thaiti, wyspy pełnej pokoju i radości, choć otoczonej przez wszystkie horrory na wpół nieznanego życia. Niech Bóg nas zachowa! Nie oddalaj się od tej wyspy, gdyż mógłbyś już do niej nie powrócić!
Wznioślejszej zachęty do powrotu do duszy nie można chyba znaleźć. Owszem, także na Thaiti pojawiają się mgły. Ale walka z mgłą jest przynajmniej niekwestionowanym dążeniem do ocalenia na przyszłość pojęcia duszy, przynajmniej do zobaczenia jej w jej ruchliwości i w jej powrotach.

Animula vagula blandula, jak mówił cezar Hadrian. Jak „motyl” Dantego. Dusza nadal krąży nad światem mimo nękających go tragedii. Gdyby zapomniano o duszy, byłaby to straszliwa kara dla każdej cywilizacji i dla każdej kultury. Niech więc dusza, jak motyl, nadal lata nad tym światem. Niech myśl o niej porusza nas i porywa do lotu.

Ks. Janusz Królikowski
08.02.2010
Twój komentarz:
Ankieta
Czy weźmiesz udział w nadchodzących wyborach samorządowych?
| | | |